Wiel­ki Pią­tek – kaza­nie pro­bosz­cza ks. Toma­sza Sta­wia­ka

Wiel­ki Pią­tek był w Jawo­rze od lat wyjąt­ko­wy. Jako chrze­ści­ja­nie róż­nych wyznań, razem sta­wia­li­śmy pod krzy­żem Zba­wi­cie­la. Na bok szły uprze­dze­nia i podzia­ły, a szcze­gól­na wspól­no­ta, któ­rą tego dnia budo­wa­li­śmy, pozwa­la­ła prze­ży­wać wyjąt­ko­we świę­ta. Epi­de­mia podzie­li­ła nas, ale mimo to pozo­sta­je­my, jak pięk­nie napi­sał Papież Fran­ci­szek: wspól­no­tą łak­ną­cych i ocze­ku­ją­cych.

Kie­ru­jąc do was wiel­ko­piąt­ko­wą reflek­sję, życzy­my na dziś wie­le Boże­go cie­pła i cier­pli­wo­ści, oraz peł­ne­go ciszy i wia­ry wie­czo­ru.

Wielki Piątek AD 2020

Ewan­ge­lia Jana 19,16–30

Wte­dy to wydał go im na śmierć krzy­żo­wą. Wzię­li więc Jezu­sa i odpro­wa­dzi­li go.
A On dźwi­ga­jąc krzyż swój, szedł na miej­sce, zwa­ne Tru­pią Czasz­ką, co po hebraj­sku zwie się Gol­go­ta,
Gdzie go ukrzy­żo­wa­li, a z nim innych dwóch, z jed­nej i z dru­giej stro­ny, a pośrod­ku Jezu­sa.
A Piłat spo­rzą­dził też napis i umie­ścił go nad krzy­żem; a było napi­sa­ne: Jezus Naza­reń­ski, król żydow­ski.
A napis ten czy­ta­ło wie­lu Żydów, bo bli­sko mia­sta było to miej­sce, gdzie Jezus został ukrzy­żo­wa­ny; a było napi­sa­ne po hebraj­sku, po łaci­nie i po grec­ku.
Mówi­li tedy arcy­ka­pła­ni żydow­scy Piła­to­wi: Nie pisz: król żydow­ski, ale że On powie­dział: Jestem kró­lem żydow­skim.
Odpo­wie­dział Piłat: Com napi­sał, tom napi­sał.
A gdy żoł­nie­rze ukrzy­żo­wa­li Jezu­sa, wzię­li sza­ty jego i podzie­li­li na czte­ry czę­ści, każ­de­mu żoł­nie­rzo­wi część, i zwierzch­nią suk­nię. A ta suk­nia nie była szy­ta, ale od góry cała tka­na.
Tedy rze­kli jed­ni do dru­gich: Nie kraj­my jej, rzuć­my losy o nią, czy­ja ma być; aby się wypeł­ni­ło Pismo, któ­re mówi: Roz­dzie­li­li mię­dzy sie­bie sza­ty moje, A o suk­nię moją losy rzu­ca­li. To wła­śnie uczy­ni­li żoł­nie­rze.
A sta­ły pod krzy­żem Jezu­sa mat­ka jego i sio­stra mat­ki jego, Maria, żona Kle­ofa­sa, i Maria Mag­da­le­na.
A gdy Jezus ujrzał mat­kę i ucznia, któ­re­go miło­wał, sto­ją­ce­go przy niej, rzekł do mat­ki: Nie­wia­sto, oto syn twój!
Potem rzekł do ucznia: Oto mat­ka two­ja! I od owej godzi­ny wziął ją ów uczeń do sie­bie.
Potem Jezus, wie­dząc, że się już wszyst­ko wyko­na­ło, aby się wypeł­ni­ło Pismo, powie­dział: Pra­gnę.
A sta­ło tam naczy­nie peł­ne octu; wło­żyw­szy więc na pręt hizo­pu gąb­kę nasiąk­nię­tą octem, poda­li mu do ust.
A gdy Jezus skosz­to­wał octu, rzekł: Wyko­na­ło się! I skło­niw­szy gło­wę, oddał ducha.

W szcze­gól­nych oko­licz­no­ściach obcho­dzi­my pamiąt­kę Wiel­kie­go Piąt­ku. Ale nawet nasza tego­rocz­na, prze­dziw­na sytu­acja, każe nam na chwi­lę zamilk­nąć, wobec wyda­rzeń sprzed pra­wie 2000 lat.

To wte­dy, dość spo­re, ale jed­nak moc­no pro­win­cjo­nal­ne mia­sto Jero­zo­li­ma, sta­ło się przez moment cen­trum świa­ta. Mogli­by­śmy dziś roz­pa­try­wać teo­lo­gicz­ne niu­an­se zwią­za­ne z histo­rią ukrzy­żo­wa­nia i zasta­na­wiać się, co takie­go wyda­rzy­ło się w obrę­bie Trój­cy Św., że Ojciec nie wysłu­chał modli­twy Syna? Ale to nie pomo­gło­by nam nicze­go zmie­nić w naszym życiu. Wiel­ki Pią­tek powin­ni­śmy przede wszyst­kim prze­ży­wać, a nie tyl­ko zro­zu­mieć.

Aby dotknąć tajem­ni­cy tam­te­go popo­łu­dnia, trze­ba nam sta­nąć pod krzy­żem z tymi, któ­rzy z Jezu­sem zosta­li. Oto zabi­ja­no wszyst­ko co mie­li. Umie­ra­ją­cy Jezus zabie­rał nadzie­ję na jutro. Co czu­ła Mat­ka Jezu­sa? Z jed­nej stro­ny nie­wy­obra­żal­ny mat­czy­ny ból, ale z dru­giej, prze­cież sama była czę­ścią tajem­ni­cy, pla­nu, któ­ry przy­bie­rał dziw­ny obraz. Za kil­ka dni ucznio­wie powie­dzą „a myśmy się spo­dzie­wa­li…” Trze­ba dostrzec i przy­znać, że szcze­gól­nie zawie­dli męż­czyź­ni: Judasz, Piotr, pozo­sta­li… Prze­cież gdy­by nie kobie­ty i ten jeden, naj­młod­szy Jan, przy Jezu­sie nie został­by nikt.

Prze­ra­że­nie potę­go­wa­ło to, że Jezus jest zabi­ja­ny w mocy pra­wa i w mocy reli­gii. Jezus nie jest zabi­ja­ny przez rze­zi­miesz­ków. Jezu­sa zabi­ja pra­wo i reli­gia. Nie miej­my wąt­pli­wo­ści, że za tym wyro­kiem i egze­ku­cją sto­ją ludzie reli­gij­ni. Prze­cież jedy­ny, choć pró­bu­ją­cy zacho­wać twarz, jest rzym­skim poga­ni­nem.

Dla Rzy­mian, któ­rych bogo­wie byli sil­ni i potęż­ni, Jezus był co naj­wy­żej Żydem, któ­ry nara­ził się innym Żydom. Ci z kolei nie mogli­by pogo­dzić z obra­zem Jah­we ugi­na­ją­ce­go się pod bel­ką krzy­ża.

Dla jed­nych i dru­gich, tablicz­ka nad krzy­żem była żar­tem. Pod krzy­żem zaś, nikt nie rozu­miał co się dzie­je. Para­dok­sal­nie naj­bli­żej był czło­wiek, któ­ry nie znał Jezu­sa. Nie był jego uczniem, nie ocze­ki­wał nicze­go. To ska­za­niec zabi­ja­ny obok Zba­wi­cie­la, zna­lazł w sobie tyle wia­ry, żeby dostrzec, że oto Ten obok jest kimś, kogo krzyż nie zabi­je! Ten jeden widzi w Nauczy­cie­lu szan­sę na przy­szłość, choć wszyst­ko jest prze­cież z pozo­ru prze­gra­ne. Inni widzie­li już tyl­ko stra­co­ne nadzie­je.

I ten łotr, nazwa­ny póź­niej za nie­ka­no­nicz­ną ewan­ge­lią Niko­de­ma, św. Dyz­mą, miał rację. Gdy Jezus mówi do nie­go: dziś będziesz ze mną w raju, to zapew­ne nie myśli o cudow­nej kra­inie wiecz­ne­go szczę­ścia, bo sam prze­cież wpierw zstą­pi jesz­cze do pie­kieł, ale mówi mu o tym, że życie jego, łotra, sta­ło się w tej ostat­niej minu­cie życia speł­nio­ne! Uwie­rzył, a to otwie­ra wszyst­kie drzwi. My, zna­ją­cy dal­szy ciąg, ocze­ku­ją­cy nie­dziel­ne­go poran­ku Życia wie­my, że Wlk. Pią­tek to począ­tek, a nie koniec, ale on? On musiał napraw­dę uwie­rzyć.

Sta­je­my dziś pod krzy­żem z Życiem, któ­re przy­szło na świat z Marii Pan­ny w Betle­jem i sta­ło się Życiem ponad grób. Ponad wszyst­kie gro­by i mogi­ły. A dra­mat Wiel­kie­go Piąt­ku dzie­je się, by wszech­moc­ny i przed­wiecz­ny Bóg mógł oka­zać ludziom swo­je praw­dzi­we obli­cze. Obli­cze miło­ści, poświę­ce­nia, empa­tii i soli­dar­no­ści. I gdy uczy się nas, że mamy naśla­do­wać Jezu­sa, to w tym wła­śnie.

Moi dro­dzy, życzę Wam dziś wie­czor­nej zadu­my nad naszym czło­wie­czym losem, któ­ry dotknął i Boga.

Ks. Tomasz Sta­wiak, Jawor, 10 kwiet­nia 2020r.